Na wstępie muszę się przyznać, że z napisaniem tego tekstu zwlekałem przez kilka miesięcy, regularnie powracając myślami do tematu, kontemplując go i przede wszystkim poruszając go w swych modlitwach do Boga. Choć artykuł ten może trafiać w czułe punkty pewnych środowisk i pobudzać do podejmowania dyskusji, to zapewniam, że poczyniłem niemały wysiłek duchowy i intelektualny, aby choć nieco tą kwestię uporządkować – przede wszystkim personalnie w sobie, ale z nadzieją, że pewne przemyślenia będą także dla kogoś motywujące do dalszych działań w tej materii.
Choć Chrzest Święty przyjąłem jako noworodek, a Wiara katolicka została mi przekazana przez rodziców od najmłodszych lat, to zapewne jak wiele osób, przeżywałem okres młodzieńczej głupoty, w której nie każda moja decyzja była godna Dziecka Bożego. Skąd ta osobista refleksja w tym miejscu? Chciałbym w ten sposób jedynie nakreślić kontekst swoich osobistych przemyśleń w kwestii podziałów w Kościele rzymskokatolickim, aby potencjalny odbiorca mógł ulokować mnie w czasie i przestrzeni, jako autora, ponieważ nie pisałem na łamach tego bloga zbyt wiele o sobie.
Jestem młodym mężczyzną przed trzydziestką, zatem wszelkie niezrozumienie tematu z mojej strony bez wątpienia może wynikać z wieku – nie wykluczam, że za dziesięć, piętnaście lub dwadzieścia lat, mogę mieć zupełnie inne zdanie w poruszanej przeze mnie tutaj sprawie. Z pokorą przyjmuję fakt ograniczoności swojego umysłu oraz nieustannej drogi rozwoju, do której Bóg powołał wszystkich ludzi. Lojalnie też muszę uprzedzić, że jestem pewnego rodzaju neofitą, który swoje nawrócenie w wierze przeżył stosunkowo niedawno, a dopiero od około roku ma odwagę publikować treści katolickie w internecie.
Proszę mi wybaczyć ten długi i osobisty wstęp, jednak musiałem go poczynić z szacunku do osób, dla których powyższe informacje mogłyby być jakąś przeszkodą w poważnym odbiorze i miałyby one na końcu poczucie zmarnowania swojego czasu. Nie jestem księdzem, teologiem, publicystą katolickim, ani specjalistą w tej materii, a jedynie aktywnie wierzącym młodym człowiekiem, który ma pewne – być może nie do końca uporządkowane – spostrzeżenia.
Światło latarki
Wola młodego i gorliwie wierzącego katolika mogłaby być porównana do źrebaka, który choć początkowo niepewnie czuje się w nowej, otaczającej go rzeczywistości, to bardzo szybko odkrywa w sobie ogromne pokłady energii i radości z działania. Wola takiego człowieka niczym młody konik skacze i nierzadko gna przed siebie, bez świadomości potencjalnych konsekwencji wydarzeń i otaczających zagrożeń. Uroczy obrazek, który jednak już teraz może w głowach moich drogich Czytelników rodzić odpowiednie dla niego określenia. Naiwność, lekkomyślność, nadgorliwość, młodzieńcza ignorancja – to jak najbardziej trafnie nazwane cechy woli młodego katolika, do których posiadania muszę się z pełną świadomością przyznać, bo w końcu zaliczam się do młodego wciąż pokolenia.
To tyle w kwestii woli, ale co ze świadomością? Tą przyrównałbym do włączonej w całkowitym mroku kieszonkowej latarki, która omiatając otoczenie swym wąskim snopem światła, ukazuje niekompletny obraz rzeczywistości. Młody katolik nie zdaje sobie sprawy z wielu problemów i zagrożeń, które czają się za rogiem, ponieważ zwyczajnie ich nie dostrzega, a w konsekwencji – nie może w pełni zrozumieć pewnych zjawisk, z nich wynikających. Aby móc świadomie skonfrontować swoją wiarę z takimi trudnościami, potrzebne jest tutaj prawdziwe źródło światła, którym dla każdego z nas bez wątpienia jest Chrystus.
Nasz umiłowany Bóg czasami w naszym ziemskim życiu dopuszcza wydarzenia trudne, które w chwili zaistnienia bywają wstrząsające i pozostawiają pole do konfliktu, w którym możemy wziąć udział, albo starać się go ugasić – zgodnie z wolnością ludzkiej woli. Takim właśnie wydarzeniem ostatnich kilku miesięcy było dla mnie przedstawienie Listu apostolskiego papieża Franciszka pt. „Traditionis custodes„.
Kato-vloggerzy i ich misja ewangelizacyjna
Zanim przejdę do sedna, a zatem znaczenia owego Listu w moim życiu katolika, chciałbym napisać nieco o coraz prężniej rozwijającym się katolickim medium, jakim jest internet. Dlaczego podkreśliłem „katolickość” sieci? Nie pomijając oczywiście ogromnej góry zagrożeń, które wynikają z pogłębiania wiary przez internet, trzeba w tym miejscu podkreślić jasno, że może być on skutecznym narzędziem do ewangelizowania ludzi, o czym potwierdza choćby mnogość polskojęzycznych rzymskokatolickich kanałów na popularnej platformie YouTube. Czy jednak misja tych przedsięwzięć jest tak samo ukierunkowana na Chrystusa? Czy nadana im forma potrafi przyciągnąć, umocnić i utrzymać w Wierze? Czy ich autorzy mówią tym samym głosem i ich celem nadrzędnym jest pozyskanie dla Boga dusz wielu?
Uważam, że byłby to bardzo ciekawy temat na oddzielny artykuł, jednak muszę o nim choć odrobinę wspomnieć i tutaj, ponieważ internet niestety wykorzystywany jest intensywniej od wspomnianego wyżej wydarzenia z udziałem głowy Kościoła, jako tuba do głoszenia treści podsycających spory i pogłębiających rozłamy, bardzo często niewidoczne dla młodych, którzy znajdują się dopiero na początku swojej ścieżki rozwoju do Wieczności.
Ad rem. Jako niedoświadczony w wierze katolik nigdy nie pomyślałbym, że można pogłębiać swoją relację z Bogiem poprzez oglądanie filmów na YouTube, gdyby nie pewien dominikanin grający w gry…
Komuś tutaj chyba odbiła palma…
W tym miejscu zapewne część osób przerwała lekturę mojego artykułu, ponieważ doskonale wiem, że zdania dotyczące o. Adama Szustaka są skrajnie podzielone, jednak nie zmienia to dwóch kluczowych tutaj faktów.
Pierwszym jest ogromna grupa odbiorców kanału Langusta na palmie, która w chwili pisania tego zdania sięga już 800 tysięcy widzów – to naprawdę bardzo dużo, biorąc pod uwagę fakt, że publikowane tam treści skupione zostały wokół Jezusa Chrystusa, a ich forma zdaje się być dedykowana do młodych i dynamicznych osób, głównie przez świeżą stylistykę i liczne nawiązania do współczesnej popkultury.
Drugi argument jest mocno subiektywny i przez to zapewne nie można nazwać go faktem, jednak istotnie stało się tak, że zupełnie przypadkowo natrafiłem na materiał filmowy pt. „Ksiądz gra w grę” i to wzbudziło moje żywe zainteresowanie kwestią internetowej religijności. Nie miał tutaj znaczenia człowiek, forma nagrania materiału, albo jego temat, tylko tajemnicze działanie Boga. Niesamowity jest nasz Ojciec w Niebie, a jego drogi niezbadane, że wybrał taką właśnie formę, aby dotrzeć do mojego owładniętego grzechem serca.
Szczerze mówiąc, nie spodobała mi się tematyka gier wybranych przez o. Adama Szustaka i prędko porzuciłem oglądanie tej serii na rzecz bardziej religijnych treści, po czym moje zaangażowanie w Wiarę i Słowo bardzo dynamicznie poszybowało w górę. Potem przełomowa pierwsza Spowiedź Święta po kilku latach rezygnacji z niej i bezsensownego podważania świętości tego Sakramentu, która stała się dla mnie źródłem dziecięcej wręcz radości.
Kanał Langusta na palmie nie miał mojej uwagi na wyłączność aż nazbyt długo, ponieważ bardzo szybko natrafiłem na innych twórców, którzy de facto kontestując działalność o. Szustaka zyskali moją atencję, a nawet ją utrzymali przez długi czas, tak jak zrobił to Pan Tomasz Samołyk – który w bardzo nowoczesny, często humorystyczny sposób podejmuje trudną tematykę, jednak przy tym zachowując jej powagę i godność – bardzo inteligentny i pomysłowy twórca, którego szanuję.
W międzyczasie zahaczyłem o działalność jezuitów oraz osób wywodzących się ze środowisk z nimi współpracujących, czyli o. Remigiusza Recława z Mocnych w duchu oraz Pana Daniela Wojdę z Pogłębiarki. To bardzo szlachetne dzieła, których bardzo przyjazne odbiorcom przesłanie w przystępny dla współczesnego słuchacza sposób porusza Słowo Boże, nie unikając trudnych pytań i tematów. Do dzisiaj pozostaję aktywnym i wiernym słuchaczem Modlitwy w drodze, której forma ściśle została związana z duchowością ignacjańską – niezwykle piękna codzienna medytacja tego co chce nam przekazać Chrystus.
Bardzo wartościowym źródłem analiz Pisma Świętego w odniesieniu do naszej codzienności są liczne kazania ś.p. ks. Piotra Pawlukiewicza, których nagrania także dostępne są na platformie YouTube. Ksiądz Piotr lubował się w podejmowaniu bardzo trudnych życiowych problemów, z jakimi możemy się zmagać, wykorzystując przy tym wiele nierzadko humorystycznych anegdot i konkretnych prawd, przybliżając słuchaczy do istoty Słowa.
Niebagatelny wpływ na kształtowanie mojej duchowej dojrzałości miały internetowe kazania ks. Dominika Chmielewskiego, salezjanina odpowiedzialnego m.in. za założenie kanału Kecharitomene i wspólnoty Wojownicy Maryi. To świetny duszpasterz dla katolickich mężczyzn, który analizując Pismo pomaga w kształtowaniu męskich wartości i zadań, tak bardzo potrzebnych w naszych domowych Kościołach rodzinnych, potrzebujących silnych ideałów w obecnych czasach.
Mógłbym tutaj opisać jeszcze więcej internetowych inicjatyw, które zajmują się formowaniem katolickich serc, koncentrując na Ewangelii setki tysięcy młodych ludzi, poszukujących duchowego przewodnictwa. To setki wspaniałych i pracowitych osób, których aktywność spowodowała niejedno nawrócenie i wywołała żywe zainteresowanie Wiarą. Mógłbym przyrównać ich wszystkich do iskierek, które choć niepozorne i małe, to są w stanie wzniecić prawdziwy płomień – miłość do jedynego źródła światła, czyli do Chrystusa.
Piękno tradycji
I w tym właśnie miejscu chciałbym podjąć temat historii, której miłośnikiem jestem już od szkoły podstawowej i z zaangażowaniem oddawałem się poznawaniu dziejów i obyczajów minionych wieków. Wbrew temu co mówią środowiska przeciwników Kościoła, których niestety w naszym kraju pojawia się coraz więcej, nie jesteśmy wspólnotą okrutników i radykałów, którzy nie włożyli w historię Europy i świata zbyt wiele dobra. Na tym tle Kościół Katolicki nie ma się czego wstydzić, ponieważ od setek lat fundował szkoły, promując kulturę edukacji na rubieżach cywilizacji i powodując gwałtowny rozwój ekonomiczny wielu regionów. To przedstawiciele naszej Świętej Wiary byli mecenasami sztuki na Starym Kontynencie, powodując jej szybkie rozprzestrzenienie i rozpowszechnienie. To dzięki Kościołowi wiele osób niższego stanu mogło oglądać w świątyniach ponadczasowe dzieła wielkich twórców, których dorobkiem zachwycają się obecnie nawet ludzie deklarujący brak przynależności do naszego Kościoła.
Tradycja Kościoła rzymskokatolickiego, pisana z szacunkiem przez wielkie „T”, to prawdziwa perła, której pozbycie się w tętniącym coraz szybszym rytmem świecie, byłoby nieodżałowaną stratą. Żyjący dawnymi ideałami katolicy to niezwykle wartościowi ludzie, tworzący w ramach naszego Kościoła wyjątkowo ważną społeczność i nie powinniśmy umniejszać ich znaczenia. Tradycyjna religijność jest bardzo piękną formą oddawania czci Chrystusowi, czego dowodem może być choćby fakt, że jej walory mogą docenić nawet katolicy wychowani w rycie posoborowym – sam się do nich zaliczam.
Podejście tradycyjne do rozwijania Wiary może być często naturalnym krokiem postępu dla człowieka, który zdążył poznać już Pana i chce wnieść swoje życie religijne na inny poziom. Szacunek do tradycji jest oznaką chrześcijańskiej dojrzałości, ponieważ rozwijający się dynamicznie świat może podsuwać nam wiele pokus, których przeciwwagą jest głównie modlitwa i asceza – tak bardzo propagowane przez Kościół w dawnych wiekach. To pozornie niemodne podejście niestety jest coraz dalsze naszemu zapatrzonemu w siebie społeczeństwu, powodując falę drwin wobec osób wiernych Tradycji. Jako katolicy nie możemy dopuścić, aby dziedzictwo kulturowe, na którym wyrósł znany nam świat, został podeptany i zapomniany przez jedno pokolenie.
Różne formy, jeden Pan
Nie będąc gołosłownym w tej materii, muszę przyznać, że sam lubię słuchać w internecie tradycyjnego głosu zwolenników Mszy trydenckiej i obrońców Tradycji Kościoła. Uważam, że uczciwe zaznajomienie się z argumentami wspólnoty, która uznaje przynależność do jednego Kościoła rzymskokatolickiego, a przy tym przyjmuje dawną formę religijności, wraz z tradycyjną formą Eucharystii, działa ubogacająco na świadomość wiernych. Bez względu na zajmowaną stronę powinniśmy przede wszystkim wiedzieć i poznawać, ponieważ niewiedza może prowadzić do ignorancji, a ignorancja z kolei do wrogości, która jest głównym motorem konfliktu.
Ale zanim przejdę do twórców bezpośrednio związanych z Mszą trydencką, chciałbym powiedzieć nieco o osobach, których działalność stanowi pod względem tematyki i formy przeciwwagę do kanałów omówionych wcześniej. Świetnym przykładem jest tutaj ks. Michał Chaciński, który z dużym szacunkiem odnosi się do tradycji, ale przede wszystkim kładzie duży nacisk na Prawo i Słowo, które nierzadko nawołuje do nawrócenia i podejmowania konkretnych czynów. Ksiądz Michał w swoich materiałach bardzo często podkreśla fakt, że droga katolika jest wąska i wyboista, a brama do Nieba to bardzo ciasne przejście, przez które wejdą tylko nieliczni, którzy gotowi są do poświęceń. Choć nie pod każdym względem zgadzam się z omawianym twórcą, to akurat w jego głównym przesłaniu widzę ogromną wartość, z czym polecam się skonfrontować – na wiele ważnych aspektów życia mogą otworzyć się oczy jego widzów.
Autor kolejnego kanału jest kapłanem należącym do Bractwa Świętego Papieża Piusa X, a zatem wspólnoty bezpośrednio związanej z Mszą trydencką i tradycyjną religijnością, a jest to ks. Szymon Bańka i jego Szkoły Akwinaty. Niestety moment rozwoju jego dzieła przypadł na okres intensywnej wymiany zdań z obrońcami Soboru watykańskiego II, stąd z przykrością obserwuję sporą dawkę emocji wylanych przed kamerą. Mimo to bardzo polecam zaznajomienie się z tym co ma do przekazania ten kapłan, ponieważ bez wątpienia pomoże to każdemu uchwycić kontekst samego kryzysu, wywołanego listem Traditionis custodes.
Nie mogę również pominąć twórców kanału Trudno być katolikiem, których działalność skupiona jest wokół promowania i obrony liturgii tradycyjnej – polecam zapoznanie się z ich treściami, ponieważ prezentują oni wspólnotę tradycyjną z perspektywy osób świeckich, którzy czują niepokój na skutek swoich obserwacji Kościoła i świata. Muszę niestety jednak przyznać, że autorzy wyżej wymienionego kanału wyznają bardzo radykalny i negatywny pogląd o wspólnotach charyzmatycznych, czego wyrazem są ostre i obraźliwe niekiedy materiały adresowane m.in. do sympatyków i potencjalnych odbiorców nauk Marcina Zielińskiego – chrześcijanie zdecydowanie nie powinni posługiwać się takim językiem.
List papieża, który zmienił wiele
Jako neofita, którym na początku się mianowałem, przyznam, iż nie poznałbym tak prędko rozłamu w naszym Kościele rzymskokatolickim na tradycjonalistów – zarówno tych przed- i posoborowych – oraz zwolenników nowej Mszy, których ci pierwszy nazywają modernistami.
Jak wspomniałem również, jestem aktywnym członkiem parafii, w której odprawiana jest nowa Msza Święta, czyli ustanowiona po Soborze Watykańskim II w 1965 roku. Do niedawna nie wiedziałem, że w ramach naszego Kościoła odprawiana jest jeszcze Msza po łacinie, a gdy odkryłem ten fakt, sądziłem, że jej udział w naszym kraju jest marginalny. Byłem w dużym błędzie.
Okazało się, że zwolenników starej Mszy w Polsce jest bardzo wielu i gromadzą się w obrębie sporych i silnych wspólnot. W tym świetle nie powinno być dla nikogo zaskakujące, iż list apostolski papieża Franciszka, który zmienia regulacje dotyczące odprawiania Mszy Świętej trydenckiej, będzie wstrząsem dla omawianej społeczności i spotka się z jej żywą krytyką. To jak najbardziej zrozumiałe i w kontekście opisywanej przeze mnie wcześniej reguły szacunku do tradycji, powinno wzbudzić zainteresowanie – bez względu na uznawany ryt Mszy.
Świadom trosk, które urodziły się w sercach zwolenników tradycji, po prostu głęboko im współczuję, ponieważ zaistniałe zmiany nie są im przychylne, a bardziej nowoczesne środowiska katolickie nie pomagają…
#stophejt
Z przykrością mogliśmy kilka miesięcy temu zaobserwować wysyp bardzo brutalnych stwierdzeń typu: „Dobrze się stało”, „Tradycja to przeszłość”, „Kościół musi się rozwijać”, „Tradycjonaliści nie potrafili odczytywać znaków czasu” lub „Tradycjonaliści to zagrożenie schizmy”. Celowo nie przedstawiam autorów tych wypowiedzi, pozostawiając je anonimowymi, jednak nie możemy przejść obok nich obojętnie – zwłaszcza ostatnia opinia może wskazywać na poziom jaki uzyskała ogólnokościelna dyskusja w kwestii dopuszczalnego rytu Mszy Świętej.
Doprowadziło to do rozpalenia ogromnego konfliktu, który swoje ujście znalazł właśnie poprzez omawiane wyżej medium, jakim jest YouTube. Kanały, które w swoim pierwotnym zamierzeniu miały zapewne ewangelizować, teraz angażują całą energię ich twórców do werbalnej walki z katolikami wykazującymi odmienną opinię w kwestii rytu Mszy i nie tylko.
Przykładem może być materiał o. Recława, którego treść można skrócić do sformułowania, że stary porządek należy zburzyć, a wszelkie głosy sprzeciwu są przejawem niesubordynacji względem papieża. Film ten spotkał się z błyskawiczną odpowiedzią ks. Bańki, który bezpośrednio nawoływał do konieczności zniszczenia nowego, posoborowego porządku i podjęcia wszelkich starań, aby obecne władze kościelne zauważyły, iż Sobór Watykański II był ślepą uliczką.
To jedynie przykład wymiany poglądów w ramach naszego wspólnego Kościoła, a której charakter i treść poddaje pod wątpliwość naszą jedność jako Wspólnoty. Bardzo niepokojący i smutny obraz, uwidaczniający bezpośrednio, że wszelki radykalizm jest zgubny – zwłaszcza ten religijny. Zarówno skrajnie nowoczesne, jak i skrajnie tradycyjne podejście uniemożliwia nam, katolikom podejmowanie konstruktywnego dialogu w kwestii przyszłości Kościoła.
Przede wszystkim jedność
Współczesny katolik powinien w harmonijny sposób łączyć szacunek do tradycji, Prawd Wiary i szukać rozwiązań dla trawiących obecnie nasze społeczeństwo problemów, ale przede wszystkim wpatrywać się w Chrystusa, ponieważ tylko On jest jedynym źródłem prawdy. Nasz Pan i Zbawca jest w stanie udzielić nam jedynej słusznej lekcji w kwestii rozwoju religijności oraz formowania Kościoła.
To jasne, że są sytuacje, w których prawdziwy katolik powinien działać w sposób szybki i zdecydowany, jak Jezus wypędzający kupców i handlarzy ze świątyni. Tak jak nasz Pan nie dopuścił do tego, żeby z Domu Ojca uczyniono targowisko, tak i my powinniśmy w zdecydowany sposób bronić Prawd naszej Świętej Wiary. Czy jednak opisany wyżej spór pasuje do biblijnego przykładu?
Nie odpowiem tutaj na to pytanie, ponieważ nie znam na nie odpowiedzi. Jestem daleki również od podejmowania głosu w dyskusji o tym, który sposób praktyk religijnych jest bardziej odpowiedni – ten nowoczesny lub tradycyjny. Wybór powinien być wolny i nieobciążony jakimikolwiek uprzedzeniami, ponieważ zarówno jedna, jak i druga forma ma swoje wielkie i unikatowe wartości, co starałem się udowodnić wcześniej. Nie ma lepszej i gorszej drogi, jeżeli mówimy o sposobie dojścia do Boga, ponieważ Ten przygotował dla każdego człowieka jego unikalną ścieżkę, tak tajemniczą, że jej badanie jest naszym codziennym zadaniem. Finał tej drogi to zaspokojenie największego pragnienia naszej duszy, czyli zjednoczenie z Ojcem w Niebie.
Niech forma nigdy nie zasłoni nam treści. Niech metoda nie zatrze przed nami drogi do Prawdy. Niech sposób nie przyćmi nam celu, którym jest Chrystus. To Jezus jest dla nas wszystkich katolików najważniejszy. Tylko On.
Komunia na rękę, czy do ust?
Na sam koniec zostawiłem bardzo delikatną kwestię, która niestety od samego początku pandemii koronawirusa jest przedmiotem prawdziwych waśni w Kościele. Wielu wiernych, a zwłaszcza tych z konserwatywnym podejściem, nie uznaje innej formy przyjmowania Chrystusa, jak „na klęczkach do ust”. Przeciwwagą dla nich są osoby z bardziej liberalnym podejściem, które preferują przyjmowanie Komunii „na dłoń”.
Jaki sposób jest właściwy?
Tutaj po raz kolejny muszę w zdecydowany sposób powtórzyć – niech forma nie przyćmi nam prawdziwego sensu, którym jest Jezus. Ciało Chrystusa to bez wątpienia największa Świętość, jakiej możemy dostępować w naszym ziemskim życiu, ponieważ w materialnej formie ofiarowuje się nam sam Bóg, nasz Stwórca i Zbawiciel. Do dostąpienia tego Świętego Pokarmu jest tylko jedna słuszna droga, w której wypełnić musimy dwa istotne zadania: znajdować się w stanie Łaski uświęcającej oraz przyjąć Ciało Chrystusa z pełnym szacunkiem.
8 Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie.
Mt 8, 8
Niech te Słowa, które wypowiadamy podczas każdej Eucharystii ostatecznie rozwieją w naszych głowach myśli, jakoby pewne części naszego ciała były bardziej lub mniej godne. Chrystus karmi nas swoim Świętym Ciałem, aby posilić nas do wypełniania ewangelizacyjnej misji na drodze pokoju, a nie konfliktów. Nie może być tak, że wykorzystujemy Ciało Boga do oceny, szufladkowania i pogrążania naszych bliźnich.
Niech każdy katolik przyjmuje Komunię w zgodny z jego sumieniem sposób, ponieważ ma taką możliwość. Choć jedna metoda w obecnych trudnych czasach jest i musi być sugerowana, to ta druga nie jest w żaden sposób zakazana, ani nie powinna być piętnowana. Działa to również w drugą stronę, ponieważ wierni o konserwatywnych poglądach nie powinni umniejszać zaangażowania i wiary tych, którzy decydują się z różnych przyczyn przyjąć Ciało Chrystusa „na rękę”.
Może się okazać, że zamiast pozornego „postępowego wygodnictwa” mamy do czynienia z pokornym znoszeniem trudów restrykcji sanitarnych i ograniczeń, które bezpośrednio wynikają z wymogów stawianych Kościołowi przez władze cywilne. Takie, a nie inne zalecenia naszych pasterzy są podyktowane kompromisem, dzięki któremu możemy nareszcie fizycznie gromadzić się w świątyniach. To wielka Łaska móc modlić się w kościele i przyjmować Ciało Jezusa podczas Mszy, zwłaszcza w cieniu tego mrocznego okresu, kiedy byliśmy przyklejeni do ekranów telewizorów i komputerów.
19 Pokażcie Mi monetę podatkową!» Przynieśli Mu denara. 20 On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i napis?» 21 Odpowiedzieli: «Cezara». Wówczas rzekł do nich: «Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga». 22 Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zostawiwszy Go, odeszli.
Mt 22, 19-22
Prawo, restrykcje i zalecenia pochodzą od ziemskich władz, a których wypełnianie jest naszym obowiązkiem. To natomiast, co nosimy w naszych sercach i sumieniach, należy do Boga i z tego też będziemy zdawać sprawę podczas Sądu Ostatecznego.
Nie ma bardziej lub mniej świętej czy godnej formy, dlatego jeszcze raz powtórzę: nie może być tak, że wykorzystujemy Ciało Boga do oceny, szufladkowania i pogrążania naszych bliźnich.
W tym miejscu chciałbym, aby na koniec każdy z nas pomodlił się do Boga Ojca o jedność i pokój w naszym Kościele Świętym. Niech Duch Święty udziela nam na każdym kroku swoich wielkich Darów, dzięki którym możemy kroczyć ścieżkami pokoju i życzliwości, bez zbędnych sporów i kłótni. Należymy do jednej wielkiej wspólnoty, którą musimy pielęgnować, bez względu na różnice. Niech o naszej misji apostolskiej przypominają nam następujące słowa św. Pawła:
16 Zawsze się radujcie, 17 nieustannie się módlcie! 18 W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.
1 Tes 5, 16-18
Bądźmy zatem w swoich działaniach otwarci i radośni, a nie zatwardziali i nienawistni. Niech nasza wiara oraz formy religijności będą owocowały pogodą ducha i nawracaniem innych na Chrystusa, ale przede wszystkim pozostawajmy ufni Panu, cały czas wzbudzając w sercach wdzięczność za ogrom Łask, jakimi nas obdarza.
Amen.
Skomentuj