Współczesny świat ma nam naprawdę wiele dobrego do zaoferowania. Udogodnienia życia codziennego sprawiają, że nie musimy skupiać się na problemach, które towarzyszyły naszym rodzicom i dziadkom. Postęp jest nieodzowną częścią życia ludzi na ziemi i tylko głupcy mogą myśleć, że są w stanie go zatrzymać. Czy jednak to coraz szybsze parcie do przodu ma wyłącznie same zalety?
„Musisz być the best„
Pracujemy coraz więcej i coraz ciężej, a pracodawcy widząc nasze zaangażowanie i dobre wyniki, często podnoszą nam poprzeczkę. To oczywiście ogromna niesprawiedliwość, jednak zjawisko jest bardzo realne i częste. Wydaje mi się, że każdy z nas może lub mógł w swojej niedalekiej przeszłości tego doświadczyć, albo zauważyć ten problem u ludzi z najbliższego otoczenia.
Prywatyzacja i coraz częstsze przyjmowanie przez firmy „korporacyjnej” organizacji i kultury pracy, niestety mogą ukazywać szereg negatywnych procesów, w których zwykły prosty człowiek cierpi najbardziej…
Wyniki, wyniki i jeszcze raz wyniki.
Sky is the limit
Ludzie w popłochu codzienności dają się niestety porwać bezdusznemu pędowi i koncentrują całą swoją uwagę na czynnikach, które mają niewielki wpływ na poziom odczuwanego przez nich szczęścia.
Świetne zarobki, piękny dom i nowoczesny samochód to „wyznaczniki sukcesu”, na których wielu osobom świadomie lub podświadomie zależy. Jeżeli dodamy do tego prestiżowe stanowisko i władzę nad innymi, wówczas możemy mówić o człowieku, który na pewno musi czuć satysfakcję z życia.
Ale czy na pewno?
Spójrzmy na to trochę inaczej.
Jesteś sportowcem, który przez kilkanaście lat codziennie trenował, aby w końcu zakwalifikować się na olimpiadę. Jest! Przed Tobą ten ważny, upragniony bieg po złoto!
Ale nie udało Ci się… Załamujesz się, bo Twoja rodzina, przyjaciele i ogromna grupa kibiców liczyła na medal, a Ty stoisz poza podium…
Mistrz świata w byciu najlepszym z najlepszych
Powyższy przykład jest oczywiście bardzo ekstremalny, bo przecież nie każdy z nas wyczynowo uprawia sport i dąży do uzyskiwania jak najlepszych wyników w swojej dziedzinie.
Chociaż…
Trochę takimi sportowcami jednak jesteśmy, bo jednak chcielibyśmy być najlepsi w swoich życiowych konkurencjach. Mało tego! Wokół wszędzie mówi się nam, że musimy jak najbardziej się starać, aby rezultaty jakie osiągamy były najlepsze.
Jesteś inżynierem? Musisz skonstruować największy wieżowiec świata – perłę w Twojej karierze. Lata studiowania, certyfikaty i specjalistyczne dopuszczenia, a potem długie lata wytężonej pracy nad dokumentami, aby móc wreszcie kierować zespołem projektowym. Przecież na to zasłużyłeś!
Tylko, że menedżerem projektu został ktoś inny, a Ty musisz zajmować się dalej tym, w czym jesteś „najlepszy”, czyli zwykłym liczeniem.
Przykry finał? Przecież taka okazja na awans może się już nie powtórzyć… Straszliwy pech.
Sądzę, że tego typu przykłady moglibyśmy odnosić do każdego niemal zawodu świata, a i ta analiza nie wyczerpałaby ogromu stresów i frustracji, jakie ciążą nam na barkach…
Heaven is the limit!
A tymczasem Jezus przychodzi i mówi, że wcale nie musimy być najlepsi!
33 Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» 34 Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. 35 On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». 36 Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: 37 «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».
Mk 9, 33-37
Kto uważa, że Jezus każe nam tutaj stać z tyłu w upokorzeniu i smutku?
Jeżeli naprawdę tak odczytujesz powyższy cytat, to jesteś w błędzie. Po prostu.
No właśnie, Twoje życie powinno być „po prostu”. Wyluzuj! Nie spinaj się tak o sprawy, które wcale nie doprowadzą Cię do życiowego spełnienia, a jedynie przysporzą Ci szeregu chorób, z których możesz nigdy nie wyjść.
Usilne trzymanie się schematów i bezrefleksyjne poddawanie się pędowi świata to droga ludzi nieszczęśliwych, których porażka łamie na pół. Porażki się zdarzają każdego dnia i nikt nie mówi, że Wiara w Boga Cię od nich wybawi. Pomoże Ci Ona jednak spokojnie przez nie przechodzić i sprawi, że w ich obliczu Twój świat nie zamieni się w pył.
Bądź jak dziecko
Jezus poleca nam „przyjmować dzieci”, ale co dokładnie to oznacza? Adopcja oczywiście jakże piękna i szlachetna, jednak nie jest odpowiedzią na postawione pytanie. Nie o to dokładnie chodzi.
Powinniśmy raczej przyjąć dziecięcą postawę, aby móc naprawdę połączyć się z Bogiem, czyli w domyśle – pójść do Nieba.
Dzieci są proste, nie wiedzą wszystkiego, choć mają mnóstwo pytań, jednak całkowicie polegają na rodzicach. Ufają im, potrzebują ich i kochają bezwarunkowo. Przy tej całej szczerości i czystości serca jednak popełniają błędy – to naturalna część dziecięcego życia. Skutkiem popełnienia błędu jest pouczenie przez opiekuna i być może także i kara, jednak to nie uchroni dziecka przed popełnieniem innego błędu, bądź nawet powrotem do tych samych „grzeszków” po pewnym czasie.
Błądzenie jest normalne.
To dorosłe życie wpoiło w nas jakieś takie dziwne przeświadczenie, że ludziom w pewnym wieku nie wolno już popełniać błędów, a porażka na niektórych płaszczyznach oznaczać musi całkowitą klęskę…
Chodzimy naprężeni jak struny i staramy się ponad nasze siły, aby być naj- i nie wykazywać żadnych oznak słabości, ale Bóg tak naprawdę zna naszą naturę.
Chrystus wie, że klucz do ludzkiego szczęścia i łączności z Nim jest właśnie w dziecięcej beztrosce. Oczywiście jest tak, że dziecko w swej słabości potrzebuje troski i pocieszenia, a w swej niewiedzy i nieznajomości świata może miotać się na boki. Każdemu dziecku potrzebny jest opiekun.
Tą opiekę właśnie oferuje nam Jezus. Bądźmy jak dzieci, które nie mają wybujałych ambicji i przerośniętego ego, ponieważ te potęgują przepaść, na krawędzi której często stajemy, a także zmniejszają zaufanie, że tuż obok jest ratunek.
Odpuść pierwsze miejsce
Jezus od razu i bez owijania w bawełnę mówi, żeby nie pchać się do przodu, bo stamtąd niewiele widać. I tak naprawdę jest, bo człowiek stojący na czele hierarchii nie widzi tego co dzieje się obok, a także tych, którzy stoją za nim.
Kapka pokory nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Zastanów się na jakich płaszczyznach możesz już dziś „wyluzować”.
Być może po wyzbyciu się owczego pędu, dostrzeżesz u siebie i bliskich jakieś kwestie, które wymagają rozwiązania. Może „przyjmując dzieci” wg wskazówek Chrystusa, dostrzeżesz jakieś frustracje i bezsensowne starania u kogoś ze swojego otoczeniu, komu nagle będziesz w stanie pomóc, tak jak i Tobie pomogło „odpuszczenie” bycia najlepszym.
Jeżeli czujesz się liderem i stanie w ostatnim rzędzie nie jest dla Ciebie, to nie przejmuj się! Jezus do niczego Cię nie zmusza, bo pamiętaj, że masz wolną wolę. To święty dar od Boga!
Zamiast przechodzenia za skrajności w skrajność, wystarczy, że cofniesz się o kilka kroków, aby nabrać lepszej perspektywy i zauważysz słabości, które Ci towarzyszą.
Tak, jesteś słaby.
Ale to nic złego!
Bóg zna naszą naturę i wie, że tutaj na ziemi nigdy nie będziemy jak On. Nigdy na ziemi nie będziemy najlepsi.
Nie pozbędziemy się skłonności do grzechu, czyli do popełniania błędów. Jesteśmy w końcu jego dziećmi. Tak, dziećmi, a nie mistrzami świata w swoich dziedzinach, pokładających swoje wszelkie nadzieje we własnym ciele i osiągnięciach.
Patrz na osobę Chrystusa nie jak na kolejny korporacyjny target, jak na pozycję do osiągnięcia, ale jak na swojego ojca lub matkę. Będąc dziećmi naśladujemy rodziców, uczymy się od nich życia i chemy być tak jak oni.
W podobny sposób starajmy się naśladować Jezusa i uczmy się od Niego, ale nie traktujmy Go jak celu do osiągnięcia. Naszym celem jest Niebo, czyli wieczne szczęście z Bogiem i to na nim powinniśmy polegać, a nie na sobie.
Nie musisz być najlepszy!
Post
W kontekście ledwo rozpoczętego Wielkiego Postu także powinniśmy zachować pewien umiar i być po prostu dziećmi. Bogu nie chodzi o to, żebyśmy sztywno trzymali się wielkopostnych postanowień, a poziom Jego miłości do nas wcale nie zależy od ilości odbytych nabożeństw.
Fakt, że przez 40 dni chcesz rezygnować ze słodyczy, może co najwyżej spowodować, że zgubisz kilka zbędnych kilogramów. I będzie to oczywiście dobre, bo po to od Boga otrzymaliśmy nasze ciała, aby je szanować.
Bardziej jednak zatroszcz się o własną duszę, która w tym pędzącym coraz bardziej świecie każdego dnia zbiera ogrom ran i być może jest już tak słaba, że w żadnego Boga nie chce Ci się wierzyć…
Ale jest! I kocha Cię bez względu na to czy odbędziesz w swojej parafii wszystkie Drogi Krzyżowe, lub tylko jedną, albo nawet, gdy nie pójdziesz na żadną.
Wiara to nie zeszycik drugoklasisty, który przygotowuje się do Pierwszej Komunii, a w którym to zbiera naklejki za ładnie pokolorowany obrazek Jezusa.
Jeżeli tego nie rozumiesz, to cofnij się jeszcze o kilka lat i bądź małym chłopcem lub małą dziewczynką, a wtedy zrozumiesz jak bardzo potrzebujesz Boga.
Skomentuj