Choć prowadzę tego bloga już drugi rok, to przez większość swojej obecności w sieci nie zaliczał on poważniejszych sukcesów. Początkowo publikowałem tutaj wpisy nieco anonimowo, bez większej wiary w wypromowanie swoich treści. Nie chcąc się narażać na krytykę otoczenia, pisałem tak trochę „do szuflady” – jeżeli można oczywiście tak określić własną przestrzeń w internecie.
Czytanie i analizowanie słów Ewangelii każdego dnia dawało mi mnóstwo radości, a do tego bardzo lubiłem rozszerzać swoje umiejętności graficzne. Miałem wprawdzie już jakieś doświadczenia w tworzeniu i prowadzeniu internetowych witryn, ale wreszcie tworzyłem coś, co ma głębszy sens.
Coś jednak robiłem źle…
Z każdym kolejnym wpisem walczyłem o to, aby podejść do danego zagadnienia jeszcze mądrzej i głębiej, stawiając na jak najwyższy poziom, co wychodziło z mizernym skutkiem. Potrzebowałem sporo czasu, aby zrozumieć, że tak naprawdę to nie człowiek jest autorem jakichkolwiek religijnych treści.
Choćbym z wielkim trudem i zaangażowaniem dobierał kolejne słowa w swoich interpretacjach Pisma i poświęcał przy tym każdą wolną chwilę, zaniedbując obowiązki, to nie ucieknę przed prawdą. A jest nią Bóg.
To właśnie On przez wspaniałe i święte dary swojego Ducha uzdalnia nas w różnych dziedzinach naszego życia, powodując, że w niektórych sferach radzimy sobie ponadprzeciętnie. Niektórzy dostali wspaniały głos, inni charyzmę, a komuś podarowany został analityczny umysł. Inni ludzie z kolei zostają artystami, a jeszcze inni… Piszą.
Łatwo w tym twórczym szale zapomnieć o tym, skąd dostało się swój unikalny zestaw cech, dzięki któremu robimy właśnie to, tu i teraz. Zaskakująco trudno jest docenić wartość takich darów i odpowiednio za nie podziękować Bogu – wreszcie tak naprawdę zacząć działać na Jego chwałę. Nie swoją!
Sam każdego dnia walczę ze złogami egoizmu i samozachwytu, zapominając o prawdziwej misji. Nie działam w końcu tutaj dla siebie i wypromowania własnych umiejętności – to nie moje osobiste internetowe portfolio, dzięki któremu próbuję się wybić gdzieś wyżej.
Muszę tylko sobie o tym jak najczęściej przypominać i nie wpadać w wir autorozwoju na Bożym imieniu, bo to łamie drugie przykazanie. Prowadzenie tego bloga przy rodzinnych i zawodowych obowiązkach to ciężka harówka, za którą nie powinienem oczekiwać zapłaty i pochwał. Nie zyskam tu też sławy, ani uznania, ale czuję w tym misję.
Nie dla własnej, lecz dla Bożej chwały.
Zdecydowałem się także niedawno na nazwanie tego bloga, aby wskazać nieco jego kierunek, o którym myślę od pewnego czasu. Domowe Jeruzalem to bezpośrednie nawiązanie do poniższych słów z Apokalipsy świętego Jana:
1 I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową,
Ap 21, 1-4
bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły,
i morza już nie ma.
2 I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe
ujrzałem zstępujące z nieba od Boga,
przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża.
3 I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
«Oto przybytek Boga z ludźmi:
i zamieszka wraz z nimi,
i będą oni Jego ludem,
a On będzie „BOGIEM Z NIMI”.
4 I otrze z ich oczu wszelką łzę,
a śmierci już nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
już nie będzie,
bo pierwsze rzeczy przeminęły».
W powyższym ujęciu Jeruzalem jest Królestwem Bożym, którego oczekujemy. Ale czy tylko oczekujemy? Jako dzieci Boże powołani jesteśmy do budowania tego Królestwa tak naprawdę już tutaj, ponieważ od naszej Wiary i kroków, które w Jej świetle podejmiemy, zależeć będzie zbawienie dusz.
Łaska Wiary jest niesamowitym darem i źródłem szczęścia dla nas, chrześcijan. Musimy więc pielęgnować ją każdego dnia tam, gdzie Pan Bóg nas posłał do czynienia misji ewangelizacyjnej. Podstawową komórką Kościoła jest rodzina – dom, który tworzą ludzie w świetle Chrystusa. To Królestwo zatem, owo Jeruzalem budujemy już w swoich domach, ponieważ przekazujemy kolejnym pokoleniom to, co najpiękniejszego dostaliśmy w prezencie z Nieba, czyli prawdę o zbawieniu.
Stąd właśnie pojawiła się myśl o Domowym Jeruzalem i nie wątpię, że Pan Bóg pokierował mną tutaj. Sam z siebie nie byłbym w stanie tego wszystkiego wymyślić, napisać i graficznie oprawić, a na pewno nie przy wszystkich moich codziennych obowiązkach. To spory trud, ale czuję, że działam w słusznym celu i Pan Bóg dopomaga mi poprzez swojego wspaniałego Anioła – moją żonę, która również od początku jest moją najwierniejszą Czytelniczką.
Moje małe Domowe Jeruzalem to tak naprawdę nie osobisty projekt, a konkretna praca na rzecz Boga, którą tylko dzięki Niemu jestem w stanie wykonywać jako mąż i ojciec. Niech Święta Rodzina patronuje nam w tych trudach i każdego dnia swoim przykładem motywuje do działania.
Życzę tego każdej rodzinie – każdemu takiemu Domowemu Jeruzalem. Amen.
PS. W związku z przyjęciem nazwy bloga, zdecydowałem się na uruchomienie nowej domeny – domowejeruzalem.org – dawny adres wciąż jest dostępny, ale to ten nowy będzie docelowym, stąd bardzo proszę o przekazanie go dalej. Utworzyłem także konto na Instagramie, aby publikować treści w nieco „lekkostrawnej” formie – zachęcam do odwiedzenia:
Matka Boża jest bardzo ważna w moim życiu, podczas pandemii modliłam się do niej w intencji mojego syna, który przez choroby, z którymi się zmaga był narażony na ciężki przebieg choroby. Codzienna modlitwa w jego intencji okazała się tarczą, która otoczyła go w tym trudnym czasie, polecam ją każdemu, kogo dzieci są w potrzebie https://religijni.pl/modlitwa-za-dzieci-do-matki-boskiej-nieustajacej-pomocy/.
PolubieniePolubienie